Wydarzyło się

„Gazeta Toruńska”, 16 marca 1902 roku

Iława. Wachmistrz Werner powiesił się w boru, w czasie, gdy przed sądem wojennym toczyła się przeciw niemu sprawa o różne wykroczenia. Wyrok zapadł uwalniający, czego się samobójca nie spodziewał, gdyż z obawy przed karą odebrał sobie życie. Był żonaty.

Data:

udostępnij

„Teraz będzie tu Polska”. Wspomnienia kolejarza Eugeniusza Rudzkiego

Ostatnio dodane

18 kwietnia 1945 roku przyjechałem do Iławy. Miasto to nazywało się po niemiecku Deutsch Eylau. Oprócz wojska rosyjskiego nie było na stacji nikogo.

Jechałem do Iławy, aby rozpocząć pracę na kolei. Na miejscu spotkałem starszego żołnierza rosyjskiego. Zapytałem go, czy nie ma tu polskich kolejarzy, czy Polacy pracują na stacji? On odpowiedział: „Jeśli chcesz pracować, to dam ci pracę”. Zapytał też, czy znam język niemiecki lub rosyjski. Odpowiedziałem, że co nieco umiem. Rosjanin wziął mnie do swojego mieszkania.

Później okazało się, że to był dyspozytor. Ważna postać. Nazywał się Szczepanienko. Powiedział mi, że póki co będę pracować jako komendant stacji. Zapisał moje nazwisko. Miejscem mojej pracy była budka na peronie.

Moje czynności polegały na spisywaniu wagonów wszystkich przychodzących pociągów. Komendantami transportu byli Rosjanie. Zdarzyło się, że maszynistami byli jeszcze wtedy Niemcy. Wołali o węgiel i wodę. Z kolei Rosjanie nalegali, by każdy transport jak najszybciej opuszczał dworzec. Wszystkie meldunki przekazywałem dyspozytorowi.

Czas mijał. Doskwierał mi brak jedzenia. Od czasu do czasu dostawałem żywność od dyspozytora.

Po jakimś czasie w końcu na peronie zjawił się polski kolejarz w czapce rogatywce. To był zawiadowca stacji. Nazywał się Cieszyński i mieszkał w Lubawie. Powiedziałem mu, że ja pracuję na stacji w Iławie od 20 kwietnia 1945 roku i że nie spotkałem wcześniej żadnego Polaka. Powiedział mi, że jeżeli pojawi się na dworcu jakiś kolejarz, to mam go spisać. Niedługo potem spotkałem jednego kolejarza, który zgłosił się do pracy. Nazywał się Zygmunt Byczkowski. Później dołączyli do nas kolejni. Niektórzy jednak prędko rezygnowali z pracy na kolei. Mimo trudności większość zostawała.

Zdjęcie Eugeniusza Rudzkiego z fałszywego dokumentu, którym posługiwał się w czasie wojny

Naszym problemem był brak żywności. Po chleb jeździliśmy do Jabłonowa, 35 kilometrów od Iławy. Czasem dostawaliśmy żywność z transportów: mięso, konserwy, groch i kaszę.

9 maja 1945 roku przyszło do mojej budki na peronie trzech Rosjan: dyspozytor Szczepanienko oraz Morozow i Zacharow. Powiedzieli mi, że wojna się skończyła i że Niemcy zostali pobici. Powiedzieli też, że teraz będzie tu Polska. Te słowa mnie ucieszyły. Planowałem pozostać na „ziemiach odzyskanych”.

Wtedy zaczęło przybywać kolejarzy. Trzeba było założyć jakąś kuchnię. Mieliśmy groch i kaszę. Brakowało tylko kogoś, kto mógłby gotować. Na szczęście zgłosił się do mnie Feliks Kozera, który wziął to na siebie. Za to, co ugotowaliśmy, kolejarze nie płacili. Zresztą w tamtym czasie i tak nikt nie miał pieniędzy.

Z czasem zawiązał się oddział remontowo-naprawczy. Naczelnikiem był Kędziora, a zastępcą Boniecki. Polaków było coraz więcej, ale mimo to cała stacja wciąż pozostawała w rękach rosyjskich. Ludzi na węźle było już tyle, że nasza kolejowa stołówka nie dawała rady wszystkich wyżywić. Trzeba było też wprowadzić odpłatność za posiłki. Obiad kosztował 2 zł.

Któregoś dnia poznałem doktora Pawlikowskiego. Założyliśmy razem koło Polskiego Czerwonego Krzyża. Wybrany zostałem nawet na przewodniczącego i pełniłem tę funkcję przez 16 lat. Z PCK związałem się na wiele lat. Otrzymałem nawet Krzyż 15-lecia PCK.

Przyszedł moment, że Sowieci zdali nam całą stację. To i tak była tylko formalność, bo od dawna już Polacy obsługiwali całość ruchu i za wszystko odpowiadali.

Któregoś dnia oddelegowano mnie do pracy w Zarządzie Miejskim, który dopiero co się uformował. Ponieważ byłem jednym z pierwszych Polaków w Iławie, wysłano mnie w miasto, by opracować spis nieruchomości. Przydała się znajomość rosyjskiego i niemieckiego, gdyż w budynkach mieszkało wielu Niemców, ale było też sporo rodzin rosyjskich.

Opracowanie spisu nieruchomości zajęło mi dwa tygodnie. Zarząd dziękował mi później, bo rzeczywiście wykonałem wtedy kawał pracy. Wciąż mam dokumenty z tamtego czasu, między innymi upoważnienie, z którym chodziłem po Iławie.

Przyszedł wrzesień 1945 roku i rozpoczął się rok szkolny. Do nauki zgłosiły się dzieci kolejarzy. Za edukację w Iławie odpowiadał dyrektor Krzyżak. Szkoła była przy ulicy Kościuszki. Wybrano komitet opieki rodzicielskiej, którego zostałem przewodniczącym. Udzielałem się w nim do 1953 roku.

Kolejarze dożywiali dzieci. Coraz więcej ludzi przybywało do Iławy, z różnych stron. Przeważnie wszyscy z pustymi rękami. Po żywność dla dzieci trzeba było jeździć do Susza. Wszystko przywoziliśmy koleją. Ze stacji do szkoły żywność przewoziliśmy na wózku, który ciągnęliśmy 2 kilometry przez miasto.

Po zdaniu węzła przez Sowietów powierzono mi funkcję zawiadowcy stacji. W tym czasie kolejarze otrzymywali żywność z Grudziądza. Wciąż było jej jednak mało. Pamiętam, że do 1946 roku o żywność było naprawdę trudno. Każdy na własną rękę jeździł w wolnym czasie po wsiach i organizował, co się dało, głównie chleb czy jajka.

W 1949 roku ukończyłem kurs handlowy w pełnym zakresie, który trwał 3 miesiące. Mam zdjęcie z tego okresu.

Uczestnicy kursu handlowego z 1949 roku, o którym pisał w swoich wspomnieniach Eugeniusz Rudzki

I jeszcze słowo o kolejowej orkiestrze. Udało się ją powołać dzięki mnie, Wielgosowi, Byczkowskiemu i Łudzińskiemu. Była mandolina, bęben, gitara i organki.

Eugeniusz Rudzki

Michał Młotek
Michał Młotekhttps://www.michalmlotek.pl
Michał Młotek – mieszkaniec i miłośnik Iławy, znawca regionu, samorządowiec, radny

chętnie czytane