Wydarzyło się

„Postęp”, 17 lutego 1918 roku

Iława. W jednym z tutejszych tartaków dostał się 68-letni robotnik Szalkowski w tryby maszyny. Klatka piersiowa została mu zgnieciona, skutkiem czego krótko po wypadku w lazarecie skonał.

Data:

udostępnij

„Pokój ciszy” – Justyna Karaś

Ostatnio dodane

„Pokój ciszy” był jednym z najbardziej wyjątkowych miejsc na Wielkiej Żuławie – zbudowany tak, by odciąć wszelkie dźwięki, zaprojektowany po to, by człowiek mógł doświadczyć absolutnej ciszy. Grube ściany pochłaniały każdy dźwięk, a specjalna izolacja tworzyła próżnię, w której nawet najcichsze szmery były niemożliwe do usłyszenia.

Pomysł, by go zbudować, narodził się w głowie Aleksandra jeszcze we wczesnym dzieciństwie, w czasach, gdy jego ojciec zamykał go w podobnych warunkach, wierząc, że cisza nauczy go dyscypliny. Dla ojca mizofonika, każdy niechciany hałas był zakłóceniem porządku. Dla Aleksandra cisza stała się obsesją – obsesją, która powoli go pochłaniała, aż dorósł do momentu, w którym pragnął ją narzucić innym.

Wyspa była idealnym miejscem na realizację jego marzeń. Minęło kilka dobrych lat, zanim Urząd Miasta wyraził zgodę, by Aleksander Brzeski wraz ze swoim ojcem Radosławem mogli wybudować tu swój wymarzony dom. Wyspa – z dala od miasta, z trudnym dla innych dostępem, czasami sprawiała wrażenie, że jest położona gdzieś poza światem, który wszyscy dobrze znali. Agregaty, które zapewniały tutaj energię, były kluczowe do funkcjonowania tego odosobnionego miejsca – bez nich wszystko by zgasło.

Monter, którego Radosław wezwał na życzenie syna, by naprawił rzekomą usterkę w generatorze, nie wiedział, że stanie się częścią większego planu. Plan ten obejmował eksperyment – jak długo człowiek może wytrzymać w absolutnej ciszy? Jak długo umysł jest w stanie funkcjonować bez zewnętrznych bodźców? Chłopak chciał to sprawdzić, chcąc poszerzyć granice swojej własnej obsesji.

Późnym wieczorem do uszu Aleksandra dotarł odgłos stukania w drzwi. Szybkim krokiem udał się w ich stronę i otworzył je z uprzejmym, choć chłodnym wyrazem twarzy.

– Pan Andrzej Koszałkowski, prawda? Zapraszam, proszę wejść.

Monter skinął głową, przekraczając próg. Wnętrze domu było surowe, z minimalnym umeblowaniem, ale ciepły zapach herbaty wypełniał powietrze.

– Może coś do picia, zanim zabierze się pan do pracy? – zapytał nastolatek, a monter z
uśmiechem skinął głową.

Aleksander nalał do dwóch kubków gorącej herbaty, odstawiając czajnik na drewniany blat w kuchni. Monter zdążył w tym czasie zająć miejsce przy stole. Wysoki, krzepki mężczyzna, którego dłonie nosiły ślady wieloletniej pracy fizycznej. Jego palce, grube i spękane, spoczywały na kubku, jakby czerpał z niego nie tylko ciepło, ale i odrobinę wytchnienia od myślenia o kolejnej stercie wadliwych kabli.

Aleksander obserwował go z uwagą, czując przyspieszone bicie serca. W jego oczach odbijała się determinacja, choć na twarzy widniał pozornie beztroski uśmiech.

W jego głowie kłębiły się myśli: “Jest silny. Takie dłonie mogłyby złamać kark jednym ruchem. Ale czy ta siła wystarczy, by oprzeć się ciszy? Czy jego umysł jest równie kruchy, jak na pierwszy rzut oka wydają się jego zaczerwienione, zmęczone oczy?

Koszałkowski podniósł kubek do ust, upijając niewielki łyk.

– Naprawdę przyjemne miejsce pan tu ma, panie Brzeski – powiedział z lekkim
uśmiechem, obracając głowę, by spojrzeć na widok za oknem.

Aleksander ledwie słyszał jego słowa. Skupiał się na pulsującej żyle na szyi mężczyzny, na drobnym stuknięciu jego palca o porcelanowy kubek.

„Jak długo wytrzyma, zanim zacznie się bać? Czy będzie walczył, czy od razu się podda?”

– Uważam, że to najwspanialsza część Iławy – odpowiedział w końcu, starając
się ukryć narastające napięcie. Jego dłonie spoczęły na krawędzi stołu, ale co chwilę lekko drżały, choć starał się to ukryć.

„Spokój, Aleksander. Teraz jeszcze niczego nie podejrzewa. Jest tu. Sam. Idealnie.”

– A twój ojciec? – zapytał, unosząc kubek herbaty do ust. – Nie widziałem go od momentu, gdy tu przypłynąłem.

Aleksander zatrzymał się na chwilę, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.

– W szpitalu – rzucił chłodno.

– W szpitalu? – Monter zmarszczył brwi. – Coś poważnego?

– Alkohol zrobił swoje. Marskość wątroby. Leży pod kroplówką, raczej bez perspektyw – powiedział, patrząc prosto w oczy rozmówcy, choć jego głos nie zdradzał żadnych emocji.

Andrzej westchnął, zrozumienie malowało się na jego po czym spojrzał na niego i uniósł kubek w geście toastu:

– W takim razie za jego zdrowie. I nasze przy okazji też – rzucił.

Aleksander odwzajemnił gest, choć jego myśli były dalekie od toastów.

„Na zdrowie, Andrzeju. Bo nie wiem, ile zdrowia ci zostało”.

Po skończonej herbacie Aleksander wstał, ocierając dłonie o spodnie.

– Chodźmy, pokażę panu, gdzie znajduje się generator – powiedział spokojnie, prowadząc montera w stronę niewielkiego budynku ukrytego za domem.

Gdy fachowiec wszedł do pokoju ciszy, wszystko wyglądało jeszcze normalnie. Z początku nie podejrzewał niczego złego – miał wykonać swoją pracę i wrócić na ląd. Ale chłopak miał wobec niego inne plany.

Drzwi zamknęły się z trzaśnięciem, a mężczyzna znalazł się w pułapce. Teraz siedział zamknięty w czterech ścianach, bez dostępu do dźwięku. Początkowo tylko krzyczał i walił pięściami w drzwi, jego oddech przyspieszał, serce waliło, jakby chciało wyrwać się z ciała. Każdy dźwięk, jaki wydawał, odbijał się od pustki i wnikał z powrotem do jego głowy. Nie wiedział jeszcze, że jego własny umysł będzie najgorszym przeciwnikiem.

Nastolatek patrzył na to spokojnie, zza lustra weneckiego, które pozwalało mu bez przeszkód obserwować montera. Osadzone w grubej, solidnej ścianie usadowiona z drugiej, niezauważalnej dla ofiar, strony budowli, z metalowymi wzmocnieniami, oddzielała ich od siebie, pozwalając Aleksandrowi pozostać niewidzialnym. Po jego stronie lustro wyglądało jak przezroczysta szyba, przez którą mógł śledzić każdy ruch swojej ofiary, natomiast monter widział wyłącznie swoje odbicie – wykrzywioną strachem twarz, która nie mogła znaleźć oparcia w pustym, odizolowanym wnętrzu.

Tak więc jako ofiara Andrzej krążył nerwowo po pokoju, stukając palcami w szybę, jakby szukał ukrytego wyjścia.

– Panie Brzeski! – zawołał w końcu, jego głos odbijał się od surowych, zimnych ścian. – To… To chyba jakiś żart, prawda?

Aleksander stał spokojnie za lustrem, jego wzrok był nieprzenikniony, a usta wygięły się w ledwie zauważalnym uśmiechu. Gdyby nie to, że monter krzyczał całą piersią, chłopak nie usłyszałby ani jednego słowa przez ściany tej doskonałej konstrukcji. Panująca na wyspie absolutna cisza pozwalała jednak przedostać się dźwiękom przez szkło, w ich jak najcichszej postaci.

– Ja… ja mam ważne sprawy na głowie, muszę wrócić do pracy! – Czując narastający lęk, wstrzymał oddech i próbował znaleźć spokój. – To nie ma sensu! – Jego głos zabrzmiał teraz jak prośba, pełna desperacji. – Mam długi, muszę je spłacić, nie mogę tu zostać!

– Długi… a co z twoim życiem? – zapytał Aleksander zapominając, że mężczyzna go nie słyszy. – I co, jeśli to już nie jest kwestia pieniędzy?

Nastolatek powoli zbliżył twarz do lustra i spojrzał prosto w oczy mężczyzny, który nawet nie był pewny czy chłopak w ogóle tam jest, ponieważ widział jedynie odbicie swojej sylwetki.

Cisza była dla Aleksandra wszystkim, a przede wszystkim obsesją, którą miał od dziecka, stanowiła teraz jedyną drogą do osiągnięcia wewnętrznej równowagi. Jako chłopiec był zamykany w dźwiękoszczelnych pokojach przez ojca cierpiącego na mizofonię, który nie tolerował nieposłuszeństwa ani hałasu. Radosław chciał nauczyć syna dyscypliny – dla niego dźwięk oznaczał chaos, a cisza była jedynym prawdziwym porządkiem niedoprowadzającym go do szału.

Każde krzyknięcie, każdy płacz, każda próba buntu kończyły się izolacją. Cisza była dla chłopca jednocześnie karą i ucieczką. To doświadczenie ukształtowało go. Teraz jako prawie dorosły młodzieniec, zamykał innych w tej samej ciszy, którą on sam musiał znosić.

Jedna z tych sytuacji pojawiła się w jego umyśle, gdy, patrząc na leżącego mężczyznę, zobaczył obraz małego siebie, skulonego na zimnej podłodze, z zamkniętymi oczami, próbującego uciec myślami do innej rzeczywistości. W tym lepszym świecie mógłby schronić się w ramionach ojca, gdy najbardziej tego potrzebował. Z każdą kolejną chwilą chłopiec tracił nadzieję, że drzwi w ogóle się otworzą.

– Tato! Proszę… – zachrypnięty głos łamał mu się na każdym słowie. – Tato, błagam… nie chcę już tu być! Tak bardzo cię przepraszam!

Łzy spływały po jego policzkach, zostawiając słony posmak, a wydobywający się z gardła głos tylko potęgował ból.

Ojciec wchodził do pokoju dopiero wtedy, gdy płacz Aleksandra przekroczył granice jego tolerancji. Widząc syna skulonego przy framudze, chwycił go za koszulkę i wypchnął z pomieszczenia, rzucając rozkaz, by wyszedł jak najszybciej z domu. Chłopiec wziął to do siebie – przebrał się w sypialni, starając się zamaskować zapach braku regularnej kąpieli i, jak najciszej się dało, wymknął się z domu, ruszając w kierunku bloku, w którym mieszkała jego nowo poznana rówieśniczka – Aria.

Wspomnienia przerwały się, gdy zobaczył, iż mężczyzna zbliża się do szyby, by ponownie zacząć w nie uderzać.

Monter nie mógł tego pojąć. Im dłużej pozostawał w ciszy, tym bardziej jego umysł się rozszczepiał. Słyszał swój własny oddech, przyspieszony, nerwowy, jakby gonił za czymś nieuchwytnym. Serce biło coraz głośniej, z każdą minutą cisza wokół niego przekształcała się w paranoję zbudowaną z jego własnych myśli i wrażeń. Po kilku godzinach cisza przestała być tylko brakiem dźwięku – stała się czymś co wdzierało się do jego głowy, wypierając logikę, rozum oraz rzeczywistość.

Aleksander za to obserwował rozwój wydarzeń beznamiętnie. Widział już podobne reakcje wcześniej. Wiedział, że cisza może człowieka złamać. Ten mężczyzna nie był wyjątkiem.

Krzyki i błagania wkrótce ucichły, a zastąpiły je ciche dźwięki wydawane przez wycieńczone ciało, powoli odmawiające posłuszeństwa. Jego ofiara była jak motyl – krucha, delikatna, wplątana w coś, czego nie rozumiała, a co prowadziło ją do zguby.

Nastolatek wiedział, że cisza, która kiedyś go dręczyła, teraz była jego jedynym sposobem na kontrolowanie życia i ludzi wokół niego. To był początek czegoś większego, jego eksperymentu z dźwiękiem – a raczej jego brakiem. Z każdym krokiem ku totalnej ciszy czuł, że zbliża się do odkrycia, które może na zawsze zmienić jego postrzeganie świata.

W pokoju nie znajdowało się nic poza plecionym sznurem. Nie był on tam pozostawiony przypadkowo. Aleksander uważał, że w swojej mrocznej logice jest hojną osobą, dając swoim ofiarom wybór – szybsze zakończenie cierpienia. Tak też stało się i tym razem. Niewiele czasu minęło, zanim nastolatek musiał zająć się zdejmowaniem zwisającego ciała technika. Nie potrafił do końca zrozumieć, co mogło spowodować, że mężczyzna poddał się po zaledwie ośmiu godzinach. Przecież sam spędzał w takim pokoju mnóstwo czasu, niekiedy liczonego w dniach, kiedy ojciec otumaniony alkoholem, zapominał o jego egzystencji. Uznał on jednak, że porównywanie siebie do innych nie ma absolutnie sensu, ponieważ to przecież on jest tym, który w swoim mniemaniu, może zawładnąć światem.

Teraz pozostało mu tylko pozbyć się ciała zostawiając je w miejscu, które dla niego wydawało się być najrozsądniejsze. Postanowił wykorzystać to, co w jego mniemaniu było najpotężniejszym żywiołem. Woda, która stanowiła znaczącą barierę pomiędzy wyspą a lądem w umyśle młodego psychopaty była najbezpieczniejszą opcją.

Aleksander z zamkniętymi oczami był w stanie pokonać drogę do brzegu, ponieważ nie raz o tej porze, gdy ciemność otaczała go ze wszystkich stron, wykorzystywał ten sposób ukrywania ofiar.

Powiew orzeźwiającego, jesiennego wiatru działał na niego nad wyraz pozytywnie i pobudzał go do działania. Jako iż był bardzo bystry, a fizyka była jego mocną stroną, wymyślił rozwiązanie, jak z jego wątłą posturą wrzucić ciało na łódź.

Ustawił długą deskę w formie pochylni, opierając ją jednym końcem na brzegu, a drugim na łodzi. Dzięki temu mógł powoli i kontrolowanie zsunąć ciało w jej stronę, wykorzystując grawitację, a następnie stabilnie je przywiązać. Kiedy już było na pokładzie, przymocował do niego kilka cegieł, a potem delikatnie puścił ciało do wody, pozwalając, by wciągnęła je głębia jeziora.

– Spoczywaj na dnie – powiedział z satysfakcją, patrząc na zanurzające się ciało. – Tam, gdzie jest twoje miejsce.

Gdy dzień dobiegł końca, nad Jeziorakiem zapadła głęboka cisza, a noc pochłonęła wszelkie ślady wydarzeń. Następnego dnia Aleksander siedział już w pokoju ciszy, starannie odmalowując obdrapane przez montera ściany. Każde pociągnięcie pędzlem sprawiało wzrost jego dumy z wczorajszych wydarzeń.

Niespodziewanie jego telefon, położony obok puszki z farbą wydał z siebie dźwięk powiadomienia, który od razu wybił Aleksandra z dotychczasowej czynności. To nie zdarzało się często – nie utrzymywał zbytnio kontaktu ani z rodziną, ani rówieśnikami. Jednak Aria była wyjątkiem. Była dawną przyjaciółką, która czasem jeszcze odzywała się, wypełniając ciszę krótkimi wiadomościami. Ich kontakt znacznie osłabł, odkąd przeprowadziła się z rodzicami do Bydgoszczy, jednak od czasu do czasu próbowała podtrzymać tę cienką nić między nimi.

– Wpadnij na mój jutrzejszy występ w kinoteatrze. Przynajmniej nie będziesz się nudzić, bo z tego co kojarzę, chyba lubisz te klimaty, czyż nie? – Przeczytał treść wiadomości.

– Oho, ktoś tu ma ego większe niż scena. Ale dobra, jak już zapraszasz, to się pojawię. Dzięki za info Aria. – Odpisał, plamiąc przy tym ekran kroplą niezaschniętej farby, która znajdowała się na jego palcu.

Dziewczyna miała wystąpić jako wokalistka mezzosopranowa. Pamiętał, że zawsze kochała śpiewać. Już jako dziecko potrafiła godzinami ćwiczyć w swoim pokoju, zatracona w muzyce, która zdawała się ją wypełniać całkowicie. Śpiew był dla niej czymś więcej niż tylko pasją – stał się częścią jej tożsamości, sposobem wyrażania emocji i przenoszenia się w inny świat, którego nikt inny, oprócz niej, nie mógł zrozumieć. To przyciągnęło do niej uwagę Aleksandra, który mimo swojej wrażliwości dźwiękowej, kochał potajemnie podsłuchiwać wykonywanych przez nią utworów.

Następnego wieczoru, gdy jego zegarek pokazywał za dwadzieścia siódmą, pojawił się przed wejściem umówionego miejsca. Aria czekała na niego, ubrana w piękną, połyskującą w świetle zewnętrznych lamp, srebrną suknię, siedząc na swoim wózku inwalidzkim, który towarzyszył jej od dziecka.

Przez chwilę po prostu na siebie patrzyli.

To był wzruszający moment dla obojga z nich – przynajmniej z pozoru. Aria uśmiechała się szeroko w kierunku chłopaka. On natomiast stał chwilę w milczeniu, wpatrując się w nią, ale w jego spojrzeniu czaiło się coś mrocznego. Jego dłoń zacisnęła się na krawędzi kurtki, a serce zaczęło bić szybciej. W jego umyśle pojawiła się wizja, jak łatwo by było złamać tę niewinną istotę. Szybko odwrócił wzrok, by ukryć napięcie. Zaciśnięte wargi zdradzały walkę, która toczyła się w jego wnętrzu. Czuł, jak część jego jaźni wciąga go w swoją sieć, lecz ta druga, przyzwoitsza część, próbowała odpędzić te myśli.

– Brakowało mi Ciebie, Olek – powiedziała, gdy jej ręce rozłożyły się by sugerować uścisk.
Dziwnie mu było słyszeć swoje imię w tej formie. „Olek” – przypomniało mu czasy, kiedy nie był jeszcze tym, kim stał się teraz. Lubił, gdy tak do niego mówiła, ale teraz te słowa brzmiały obco, jak coś, na co nie zasługiwał.

– Wiesz, mi Ciebie też… – zaczął, z trudem dobierając słowa. – Tylko, że czasami brak… to tylko chwilowa iluzja.

Ona spojrzała na niego ostrym wzrokiem po czym się roześmiała.

– Och, nic się nie zmieniłeś. Nadal lubisz rzucać tymi filozoficznymi tekstami.

Później nadszedł czas na koncert. Aria stanęła na scenie, a orkiestra dęta blaszana z Iławy rozpoczęła grę. Jej mezzosopran, ciepły i pełny, łączył się z potężnymi dźwiękami trąbek, puzonów i tub, tworząc harmonijną całość. Każdy jej ton idealnie współbrzmiał z orkiestrą, a sala wypełniła się energią ich wspólnego występu. Głos Arii wprawiał w ruch coś w jego wnętrzu – coś, czego nie potrafił opisać. W normalnych warunkach, przy takim natężeniu dźwięków, popadłby w znany mu doskonale stan irytacji. Nie wiedział co sprawiało, że był to wyjątek w regule.

Po zakończonym występie Aria zeszła ze sceny, a publiczność nagrodziła ją oklaskami. W jej oczach błyszczała satysfakcja, choć zmęczenie było już widoczne. Aleksander czekał na nią za kulisami, z lekkim uśmiechem, gotów na kolejną rozmowę, która miała odbyć się między nimi.

– Gdzie zamierzasz nocować? – zapytał z lekko uniesioną brwią, patrząc na nią z wyczekiwaną uwagą.

Aria roześmiała się cicho, kręcąc głową.

– A jak myślisz? U dziadków na Osiedlu Podleśnym. Chyba nie sądzisz, że pomimo mojej kariery stać mnie na noc w pięciogwiazdkowym hotelu Tifii — odpowiedziała. Jej ton był wesoły. – Chociaż, jeśli masz zamiar zaoferować mi sofę, to mogę się zastanowić.

Aleksander spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, nieco rozbawiony jej bezpośredniością.

– Nie sądziłem, że oni jeszcze żyją – odparł, robiąc krok w jej stronę. – Może wolałabyś spędzić noc u mnie, zamiast w tym staroświeckim, pełnym ciepła i zapachu niedzielnego rosołu miejscu?

Aria uniosła brwi, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem.

– A to ciekawe… – odpowiedziała z sarkazmem, ale jej głos zdradzał, że nie jest przeciwna tej propozycji. – A jak tam z ciepłem na tej twojej bezludnej wyspie?

– Jakoś nie narzekam – rzucił, z lekko kpiącym uśmiechem. – Poza tym, może ci się tam spodoba… cisza, spokój, zero ludzi.

Aria zaśmiała się głośniej, kręcąc głową.

– No, to chyba mnie kusi – powiedziała, jej uśmiech pełen był ironii, ale w jej oczach czaiła się też iskra ciekawości.

– Wiesz, jak to mówią: „Nie dla każdego cisza to raj” – odpowiedział z chłodnym spokojem, ale w jego głosie było coś, co zdradzało, że nie jest to tylko żart.

Po niedługiej chwili Aria pożegnała się z członkami zespołu i wraz z Aleksandrem wyszli z kinoteatru, a powietrze tej chłodnej nocy otuliło ich delikatne twarze. Aria zerkała na niego z lekko uniesioną brwią, gotowa do kolejnego żartu, ale widząc jego poważną minę powstrzymała się. Udali się w stronę Jezioraka. Droga zajęła im kilkanaście minut. Aleksander pchał wózek dziewczyny w kompletnej ciszy, czasami zerkając kątem oka na wyraz jej twarzy, który zmieniał się nieznacznie w świetle mijających latarni.

Kiedy zatrzymali się tuż przy brzegu jeziora, Aria zamknęła na moment oczy, a jej dłonie, delikatnie trzymające uchwyt wózka, zadrżały. Powietrze niosło ze sobą charakterystyczny zapach jeziora, w którym unosiła się wilgoć i chłód, lecz także coś znajomego, co przywołało wspomnienia z dawnych lat. W jej oczach pojawiły się łzy, które błyszczały jak diamenty w świetle księżyca.

– Tak bardzo chciałabym tu wrócić… – Jej głos był cichy, pełen tęsknoty, a słowa, które wypowiedziała, zdawały się wibrować w chłodnym powietrzu. – Ale nie mogę. Opera mnie potrzebuje, a ja… ja potrzebuję jej.

Aleksander nie wiedział, co ma zrobić. Nie potrafił pocieszyć osoby, która płacze. Nigdy nie nauczył się tego. Zawsze musiał radzić sobie sam, a jego własne smutki były dla innych niewidoczne. Miał wrażenie, że nikt nigdy nie starał się zrozumieć jego smutnego życia – prócz niej.

Stanął nieruchomo, jego ręce nieśmiało uniosły się, jakby chciały dotknąć jej ramion, ale zaraz opadły. Jego palce zacisnęły się na krawędzi wózka, widać było, że z trudem hamuje chęć zbliżenia się. Jego wzrok przesunął się na jej twarz, mokre policzki od łez. Zatrzymał spojrzenie, na chwilę zapominając o świecie wokół. Jego zaciśnięte wargi drżały, a dłonie, które jeszcze chwilę temu były sztywne, zaczęły drżeć ze stresu. Nie potrafił znaleźć słów.

W milczeniu zrobił krok bliżej, jego cień przesłonił Arię, jakby starał się ochronić jej zmysły przed wspomnieniami, choć sam nie wiedział, co mógłby jej zaoferować. Jego serce biło szybciej, z niewypowiedzianą troską, ale nie wiedział, jak to wyrazić. Stał, patrząc na nią, nie mogąc oderwać wzroku. Z pewnością stwierdzał, że to najdziwniejsze uczucie jakie kiedykolwiek ogarnęło jego ciało. Miał wrażenie jakby dziewczyna działała na niego jak najsilniejszy środek odurzający dzięki któremu tracił nad sobą kontrolę.

– Czy możemy już płynąć? – zapytała, ocierając łzę z podbródka.

Aleksander skinął głową, jego spojrzenie złagodniało. Pochylił się, podnosząc ją na ręce z ostrożnością, której Aria nie spodziewała się po jego zwykle chłodnym zachowaniu. Przez moment poczuła, jak jego palce lekko się zaciskają, jakby chciał się upewnić, że jest bezpieczna. Bez słowa wniósł ją na pokład, ustawiając tak, by siedziała stabilnie, po czym wrócił po wózek i sam wsiadł do łodzi.

Zaczęli płynąć, a woda pod łodzią falowała lekko w rytmie ich drogi. Ciszę przerwał nagły, niemal eteryczny dźwięk — głos Arii, który odbijał się od tafli jeziora jak śpiew syreny. Melodia wznosiła się i opadała, przywołując echo jej scenicznych występów, ale tutaj, nad spokojnym Jeziorakiem, miała w sobie coś zupełnie innego. Aleksander wsłuchiwał się w dźwięk, odczuwając dziwną mieszankę fascynacji i niepokoju. Ten głos, tak czysty i pełen emocji, wdzierał się do jego uszu tworząc uczucie szczęścia, docierając głębiej, niż kiedykolwiek sobie pozwalał.

– Nadal grasz na gitarze? – zapytała nagle, przerywając śpiew i zerkając na niego z zaciekawieniem.

Aleksander spojrzał na nią, jakby wytrącony z myśli.

– Nie. Już dawno przestałem.

– Kiedyś dobrze ci to wychodziło. – Aria uniosła brew ze zdziwienia.

Aleksander wzruszył lekko ramionami, a w jego spojrzeniu pojawił się cień wspomnień.

– Grałem wtedy tylko po to, żebyś mogła dla mnie śpiewać – przyznał cicho, niemal jakby mówił to sam do siebie.

Kąciki ust dziewczyny mimowolnie powędrowały ku górze. Kolejna fala wspomnień pojawiła się w jej głowie. Przypomniała sobie letnie wieczory spędzone przy ognisku, gdy płomienie tańczyły w rytm akordów granych przez niego na gitarze, a ona śpiewała, zamykając oczy i dając się ponieść muzyce. Wtedy wszystko wydawało się prostsze – byli tylko oni, nocne niebo nad nimi i brzmienie, które na chwilę zdawało się zatrzymywać czas. Ale czasami pojawiał się też ojciec Aleksandra, zataczający się w stronę ogniska, z twarzą wykrzywioną gniewem. Nie mógł znieść dźwięków, które według niego naruszały ciszę jego świata. Przerywał ich chwile, rzucając obelgami i podnosząc głos. Czasem podchodził do Aleksandra, wymachując rękami w gniewie, aż dochodziło do szarpaniny. Wtedy muzyka nagle gasła, a zamiast tego pojawiał się odgłos uderzeń, podczas gdy ona bezradnie przyglądała się z boku, zszokowana i przerażona.

– Olek, a jak tata? – zapytała, chociaż wiedziała, jak bardzo niekomfortowa będzie odpowiedź.

Na dźwięk jej pytania Aleksander nagle zadrżał. Jego ręce zacisnęły się na sterze, aż białe palce zdradziły jego napięcie. Wzrok miał wlepiony w ciemność jeziora, jakby szukał w niej odpowiedzi, której nie chciał wyrazić słowami. Jego oddech stał się płytki, a wargi lekko drżały, gdy próbował zapanować nad emocjami.

– Nie pytaj mnie o niego… – wymamrotał, a jego głos był szorstki, jakby z trudem wychodził z gardła. Chciał, by milczała, by zapomniała o wszystkim, co było związane z jego ojcem.

W końcu dotarli na brzeg. Aleksander ostrożnie przetransportował Arię na ląd, przesuwając wózek po miękkiej ziemi, która bardzo utrudniała poruszanie się wózka. Aria wciągnęła głęboko powietrze, rozglądając się dookoła, jakby chłonęła nowe otoczenie. To miejsce było dla niej nieznane, ale w jakiś sposób czarujące.

Aleksander podszedł do łodzi, przypiął ją do specjalnego pala, po czym wrócił do niej, zerkając na nią z boku. Jej twarz była spokojna, choć w oczach skrywało się coś, co trudno było uchwycić.

– Wszystko w porządku? – zapytał z lekkim niepokojem, patrząc w tą samą stronę co dziewczyna. Jej wzrok skierowany był na różnokolorowy las porastający wyspę, który zwłaszcza w tej porze roku wydawał się być nad wyraz magiczny.

Aria uniosła głowę, jakby dopiero teraz zauważyła, że on czeka na odpowiedź.

– Tak. Po prostu… to wszystko jest takie piękne – odpowiedziała cicho, patrząc na niego przez chwilę. Jej dłonie lekko zadrżały na poręczy wózka, a ona sama wciągnęła głęboki oddech, jakby starając się wchłonąć to nowe doświadczenie.

On prowadził ją przez wyspę, a ona była zafascynowana otaczającą ją naturą. Jej włosy w kolorze dojrzałych wiśni mieniły się w blasku księżyca, kontrastując z ciemnym tłem jesiennej nocy.

– Tu jest… tak cudownie – powiedziała cicho, rozglądając się wokół.

Aleksander spojrzał na nią, lekko uśmiechając się.

– Tak, to miejsce definitywnie ma w sobie to coś.

Jej wzrok błądził po otoczeniu. Nagle, gdy Aleksander odwrócił się na chwilę, dostrzegła coś leżącego na ziemi. Wyciągnęła dłoń, by to podnieść. Była to wizytówka, lekko podniszczona, ale wciąż czytelna. Na jej powierzchni znajdował się napis, mówiący o nijakim Andrzeju Koszałkowskim świadczącym usługi elektryczne. Jej oczy lekko zaświeciły się, kiedy skojarzyła te nazwisko.

– Czekaj… – powiedziała cicho, przekładając wizytówkę w dłoniach. – To ten sam Koszałkowski, który był przyjacielem twojego taty? Ten, z którym swoją drogą lubił sobie wypić…

Spojrzała na Aleksandra, który szedł obok, starając się ukryć zaskoczenie na twarzy.

– Tak, to on – odpowiedział, próbując ukryć zniecierpliwienie, ale nie udało mu się. Na
chwilę przystanął. – A co z nim?

– Hmm, myślałam, że jest już na emeryturze.

– Nie, w zasadzie naprawiał agregat – powiedział patrząc jej prosto w oczy. – Często mamy tutaj takie drobne problemy związane z instalacjami.

Po chwili, gdy ruszyli w dalszą drogę znajdując się nieopodal pokoju ciszy Aria zaczęła zatrzymywać wózek, a jej wzrok nieśmiało opadł na ziemię.

– Przepraszam… czy najpierw mogę skorzystać z toalety? – zapytała, jej głos nieco drżący, jakby nie chciała być kłopotliwa.

Aleksander przez moment nic nie mówił. Jego ciało zdradzało nagłe napięcie: dłonie zacisnęły się na uchwycie wózka, a ramiona nieznacznie się spięły. Zanim odpowiedział, jego wzrok przesunął się na drzwi, jakby upewniał się, że nikt ich nie widzi.

Jego odpowiedź była szybka, ale w tonie dało się wyczuć coś, co przypominało niepokój:

– Tak, oczywiście. W środku – dodał, niemal zbyt szybko zmieniając kierunek prowadzenia wózka. Jego usta na chwilę zacięły się, a gdy znów spojrzał na nią, w jego oczach czaił się cień czegoś, czego nie chciał, żeby widziała.

Po raz kolejny podniósł dziewczynę i nieśmiało otworzył drzwi od domu.

– O Jezu, co tu tak śmierdzi – rzuciła ze śmiechem. – Sprzątałeś tu kiedykolwiek?

Odpowiedzią był nerwowy śmiech, który mimowolnie wydobył się z jego ciała. Jego wzrok powędrował w stronę drzwi łazienkowych. Po chwili posadził dziewczynę na wannie, która stała niedaleko toalety.

– Potrzebujesz… pomocy? – zapytał nieśmiało unikając kontaktu wzrokowego.

– Spokojnie, teraz już dam sobie radę. Dziękuje – odpowiedziała.

Chłopak opuścił pomieszczenie i stanął za drzwiami.

Przeczucie Arii coraz bardziej podpowiadało jej, że coś jest nie tak, a Aleksander z każdą minutą zdawał się być coraz bardziej nerwowy. Każdy jego ruch, każda zmiana wyrazu twarzy, nie uszła jej uwadze. Aleksander od dziecka wykazywał nieprzewidywane emocje, ale ona zdążyła już go rozgryźć. Nagle, jakby na potwierdzenie tych niepokojących myśli, przypomniała sobie, że nie poinformowała nikogo o tym, gdzie się znajduje. Przez chwilę poczuła, jak serce przyspiesza rytm, a myśli zaczynają się gubić w panice.

Bez namysłu sięgnęła po telefon, palce lekko drżały, gdy zaczynała pisać wiadomość do babci:

„Jestem na Wielkiej Żuławie u mojego przyjaciela Aleksandra Brzeskiego i będę tu nocowała. Wszystko w porządku, jednak czuję się nieco niepokojąco. Powinnam się jutro odezwać. Kocham cię.”

Po wysłaniu wiadomości poczuła, jakby ten drobny gest pozwolił jej odzyskać chociaż odrobinę kontroli. Mimo to, nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś w tej sytuacji nie pasuje. Jakby wszystko wokół niej zaczynało zmieniać się w coś, czego nie rozumiała, a jego coraz dziwniejsze zachowanie tylko potęgowało uczucie niepokoju.

Postanowiła ostrożnie przeczołgać się do drzwi, nie chcąc budzić jego uwagi. Chciała sprawdzić, co się dzieje, ale nie chciała, by zauważył jej zakłopotanie. Niestety szybko to zauważył. Otworzył nagle drzwi i pochylił się nad nią.

– Co robisz? – zapytał cicho, z wyrazem zdziwienia.

Wzdrygnęła się.

– Wstydziłam się… Rozumiesz… – odpowiedziała cicho, nie patrząc mu w oczy.

Aleksander przez chwilę milczał, po czym wyciągnął ręce w jej stronę by ją podnieść.

– Następnym razem zawołaj.

Nagle, gdy znalazła się wyżej, jej pole widzenia zwiększyło się. Wtedy zauważyła ciało taty chłopaka w sypialni. Na początku nie mogła uwierzyć, że to, co widzi jest prawdziwe. Jego noga bezwładnie zwisała z łóżka, ciało ułożone było w nienaturalnej pozycji, a co gorsza, nie odpowiadał na jej powitanie. Zawołała go po raz drugi, ale znowu bezskutecznie. Gdy ponownie poczuła odrzucający i intensywny smród zaczęła mieć wątpliwości. W pierwszej chwili myślała, że mężczyzna jest po prostu pijany, ale po chwili zaczęła łączyć fakty.

Aleksander szybko zbliżył się do niej i podniósł ją na ręce, nie zważając na jej zaskoczenie.

– Chodź, musimy iść – powiedział szorstko, jego głos brzmiał twardo i stanowczo.

Aria poczuła, jak jego ramiona mocno ją obejmują, a jej serce przyspieszyło.

Z początku nie rozumiała, dlaczego tak się spieszy, ale potem, patrząc na jego napiętą twarz, wiedziała, że jej hipoteza jest słuszna. Jego postawa wyraźnie mówiła, że nie chce, by została dłużej w tym domu. Z jej umysłem zaczęły kojarzyć się różne obrazy, zwłaszcza te, w których mówił, że jego marzeniem jest śmierć ojca. Wiedziała też, że chłopak ma problemy z samokontrolą i był zdolny do jego zabicia zważając na idealne warunki do morderstwa – brak świadków, nikt nie usłyszał, nikt nie zobaczył.

– Olek, co się do cholery dzieje? – zapytała, a jej głos zadrżał.

Aleksander nie odpowiedział.

Jego ramiona były napięte, a krok szybki i zdecydowany, jakby chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Jego spojrzenie było zimne, wręcz bez wyrazu. Wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego, jakby bał się, że ona dostrzeże coś, czego nie powinna.

W jego postawie było coś wstrząsającego – sztywny chód, zaciśnięta szczęka, ręce, które trzymały ją niemal zbyt mocno, jakby w obawie, że mogłaby się wyrwać. Kiedy zbliżali się do drzwi pokoju ciszy, jego ręce nieco się wzmocniły, a jego palce wręcz wbijały się w jej plecy.

– Przestań pytać – wyrzucił, nie patrząc na nią. Jego ton był chłodny, zdecydowany, ale pełen napięcia. Głos miał w sobie jakąś głęboką frustrację.

W końcu przekroczył próg pomieszczenia i szybko, brutalnie rzucił ją na podłogę, nie zważając na jej problemy zdrowotne. W ostatniej chwili zorientował się, że w tylnej kieszeni spodni miała schowany telefon, który z użyciem ostatku siły udało mu się zabrać. Zatrzasnął drzwi, a w pokoju zapanowała cisza, która fizycznie wydawała się gęsta i ciężka.

Aria pozostała nieruchoma, starając się zachować spokój. Choć serce biło szybciej, twarz miała opanowaną, a oddech równy. Przeszły ją dreszcze, na myśl, że może podzielić los jego ojca. Starała się oddychać głęboko by wyrównać tętno — jej nos wypełniał zapach świeżo malowanych ścian. Choć w środku czuła panikę, nie pozwalała jej przejąć kontroli. Wiedziała, że musi być czujna.

Siedziała na podłodze, rozglądając się wokół. Pokój wydawał się zabałaganiony, jakby ktoś zostawił po sobie sporo rzeczy. Jej wzrok przypadkowo padł na małą puszkę leżącą w kącie pokoju. Była metalowa, z wyblakłą etykietą, ale coś w jej obecności wzbudziło w Arii niepokój.

Po chwili, zapach, który wypełnił powietrze, uderzył ją z siłą. To był zapach rozpuszczalnika – znajomy, duszący, przypominający jej czasy, kiedy w dzieciństwie pomagała rodzicom przy remoncie salonu. Rozpoznała go natychmiast. Na moment wstrzymała oddech, a potem, nie zastanawiając się długo, sięgnęła po puszkę, po czym schowała ją sobie za plecami.

Aby poradzić sobie z narastającą ciszą, Aria zaczęła cicho nucić, jakby śpiewając tylko dla siebie.

Jej głos, delikatny i spokojny, wypełniał pokój, a każda nuta zdawała się rozpraszać mroczną atmosferę. Słowa wypływały naturalnie, choć nie miały żadnego sensu. To była jej sposób na walkę z napięciem – znowu stwarzała dźwięk, który pozwalał jej poczuć się mniej osamotnioną. Tak mijały długie godziny spędzone tutaj.

W końcu, gdy Aleksander zauważył, że jego plan nie wiedzie się po jego myśli postanowił wejść do środka.

– Dlaczego mi to robisz, Olek? – powiedziała ze stoickim spokojem. – Powiedziałam coś nie tak? Zraniłam cię?

Jego dłonie widocznie zacisnęły się w kieszeniach spodni.

– To nie o to chodzi. Owszem, może powinienem ci to wyjaśnić, ale wiesz co? – Zatrzymał się na chwilę, jego wzrok stał się intensywny. – Cisza. Cisza jest wszystkim, co mam. Jest moim schronieniem. Gdybym musiał słuchać wszystkich tych nieustannych słów, dźwięków… ja bym zwariował. Czasami nie mogę znieść nawet swojego głosu, bo to wszystko… to wszystko mi przeszkadza.

Patrzyła na niego zaskoczona, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Ale Aleksander nie zwrócił uwagi na jej wyraz twarzy.

– Zrozum to. Cisza to jedyna rzecz, która mnie nie rani. Jedyna, która daje mi spokój, który mogę kontrolować. Gdybym nie miał tej ciszy, nie miałbym nic.

– Zabiłeś go, prawda?…

– No i co? – powiedział z obojętnością niemal prosto w jej twarz. – Zasłużył na to. Zrobił ze mnie potwora, nie widzisz? Już nie mogłem tego dłużej znosić. Traktował mnie gorzej niż zwierzę.

– Posłuchaj… – próbowała mu przerwać, widząc, że z każdym słowem coraz bardziej się nakręca.

– Nawet nie chcesz wiedzieć, ile ta wyspa chowa w sobie trupów – zaśmiał się tak głośno, jakby usłyszał najzabawniejszy żart w swoim życiu. – Spokojnie, te wszystkie nędze dusze są już w zaświatach. Mogłem je kontrolować jak marionetki. Byłem w stanie ich przezwyciężyć! Nawet nie wiesz, z jaką satysfakcją oglądałem ten żałosny teatrzyk. Płacz, krzyk, lament, błaganie. A to wszystko zamknięte w czterech ścianach, w których właśnie siedzimy.

Mało brakowało, by w oczach dziewczyny pojawiły się łzy bezsilności, jednak szybko otrząsnęła się, by Aleksander nie zauważył u niej chwili słabości.

– Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu jesteś, prawda? – Jego ton lekko się zmienił, stając się bardziej szorstki, ale z pewnym nieokreślonym napięciem. Aria nie odpowiedziała, jedynie spojrzała na niego, czekając, by wyjawił, o co chodzi.

– Wiesz, od kiedy zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, wszystko było… inaczej. Nie wiem, jak to opisać, ale twoja obecność była… – Zamilkł na chwilę, jakby szukając słów. -Była czymś, czego nigdy wcześniej nie zaznałem. Kiedy nie masz nikogo, kto cię naprawdę zauważy, każda taka chwila zaczyna znaczyć więcej.

Poczuł, jak jego gardło się zaciska, a w głowie pojawiają się smutne wspomnienia, które wolałby wymazać.

– Potem dowiedziałem się o twojej dziewczynie. Zobaczyłem to na twoich profilach społecznościowych. Nie wiem czemu, ale to jakoś… – Zamilkł na chwilę, jego ręce zacisnęły się w pięści. – To dziwne uczucie. Myślałem, że… Myślałem, że może coś z tego będzie.

Jego słowa trafiły prosto w jej serce jak ołowiana kula w szklaną wazę, rozbijając ją na miliony kawałków.

– I twoje śpiewanie… – dodał, jakby nagle przypomniał sobie coś istotnego. – Twój głos. Brzmiał tak inaczej, gdy śpiewałaś. To nie było zwykłe śpiewanie, to było coś, co miało na mnie wpływ. Zawsze, kiedy cię słuchałem, wszystko dookoła przestawało istnieć. Gdy nikt nie odzywa się do ciebie latami, twoje ucho staje się bardziej na nie wrażliwe na dźwięki.

Przez chwilę milczał, a jego spojrzenie stało się bardziej intensywne, jakby sam nie do końca rozumiał, dlaczego te słowa tak mu leżały na sercu.

– To było coś, czego nigdy nie miałem. Wtedy zapominałem o mojej samotności.

Zapomniałem na chwilę o problemach. Gdy wyjechałaś wszystko wróciło do normy. Zacząłem wariować. Cisza stała się moją codziennością i jedynym rozwiązaniem.

Nagle uklęknął obok dziewczyny i spojrzał jej w oczy.

– Ty nie wiesz, co to znaczy być samotną prawda? Ale twoja dziewczyna się dowie, gdy ciebie zabraknie. Skoro ty mi się nie należysz, to nikt inny na ciebie zasługuje.

Dla Arii to był jedyny moment, w którym mogła go zaatakować. W najbardziej niespodziewanym momencie, gdy Aleksander był nad nią pochylony wylała mu na twarz zawartość puszki. To sprawiło, że momentalnie odskoczył od niej i złapał się za nią.

Aria poczuła, jak serce bije jej mocniej. Choć była zdecydowana, każdy ruch wymagał od niej skupienia, a myśl o tym, co mogło się wydarzyć, gdyby coś poszło nie tak, sprawiała, że w jej dłoniach pojawiał się zimny pot.

Wyciągnęła telefon z jego kieszeni, czując opór ciała pod jej palcami. To nie było łatwe – nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Czuła się jakby łamała jakąś niepisaną zasadę, coś, co wcześniej wydawało się niewyobrażalne. Przesuwając się ku drzwiom, miała nadzieje, że Aleksander nie zdoła jej dogonić. To była chwila pełna niepewności, ale nie miała już wyboru.

Mimo maksymalnie ograniczonej widoczności przez uczucie wręcz płonących oczu, zaczął się czołgać za nią. Każdy jego ruch był pełen wściekłości, a jego ciało wypełnione napięciem. Aria, trzymając drzwi, czuła jego siłę zbliżającą się do niej. Kiedy tylko dotarł na odległość kilku centymetrów, rzucił się na nią, zaczynając szamotaninę. Przez chwilę oboje walczyli, ich ciała przesuwały się na podłodze, próbując zdobyć przewagę. Aria zacisnęła zęby, czując, jak jego ciężar przygniata ją do drzwi.

Aleksander był blisko, już prawie je otwierając, gdy ona, z całych sił, odepchnęła go na chwilę, wyrywając się z jego uścisku. Z całych sił chwyciła klamkę, a drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem tuż przed jego twarzą. W tej chwili serce jej zabiło mocniej, a ona momentalnie osunęła się na podłogę, wciąż czując jego obecność po drugiej stronie.

Jej oddech przyśpieszył, a w ciele pojawiła się adrenalina, której w takiej dawce nigdy nie odczuła. Zanim zdążyła się zastanowić, chwyciła telefon, drżącymi rękami wybrała numer na policję. Sygnał dzwoniący w słuchawce brzmiał jak obietnica ratunku, a serce biło jej tak głośno, że miała wrażenie, iż Aleksander mógł je wyczuć przez drzwi. Każda sekunda zdawała się trwać wieczność, ale wiedziała, że musi przeżyć.

Musi coś zrobić, zanim będzie za późno.

Zanim łodzie policyjne pojawiły się na wyspie, minęło sporo czasu, jednak dla niej liczyło się to, że schwytała psychopatę. Czekała z nerwowym niepokojem, nasłuchując odgłosów wody i przybliżających się łodzi. Czuła, jak adrenalina powoli ustępuje miejsca zmęczeniu, ale jej umysł był czujny, gotowy na każdą ewentualność. Choć była bezpieczna, nie mogła pozbyć się uczucia, że to wszystko, co się wydarzyło, zmieniło ją na zawsze. Jednak teraz, siedząc na skraju wyspy, wiedziała, że zrobiła to, co musiała. Już nie była ofiarą. Była bohaterką.

Słowa Aleksandra nie dawały jej spokoju. Choć udało jej się uciec, w jej umyśle wciąż brzmiały te słowa, pełne agresji i bólu.

„Zrobiłem z ciebie ofiarę, nie chciałem cię ranić, ale czasami po prostu nie mam innego wyjścia…”

Co, jeśli to, co mówił, było prawdą? Co, jeśli naprawdę nie potrafił inaczej? Przez chwilę zastanawiała się, czy faktycznie mogła mu pomóc, czy była tylko kolejną osobą, którą chciał po prostu zniszczyć. Jednak szybko odrzuciła te myśli – nie mogła pozwolić, by to wszystko znowu ją pochłonęło.

Wkrótce zauważyła kilku mężczyzn w mundurach idących w jej stronę. Jeden z nich nachylił się, by pomóc jej wsiąść na wózek, a reszta ruszyła w stronę pokoju ciszy. Aria wciąż czuła się oszołomiona, ale jej wzrok śledził każdy ich ruch.

Mężczyźni zbliżyli się do Aleksandra, który siedział nieruchomo, z lekko opuszczoną głową. Żadne słowo nie padło z jego ust. Gdy zaczęli go podnosić, nie protestował, ale jego ciało zadrżało, jakby wciąż próbował walczyć z tym, co się działo. Każdy ich ruch był powolny, a on sam wydawał się być jakby wewnętrznie zdruzgotany.

Jego milczenie było dla Arii czymś nie do zniesienia. Choć nie patrzył na nią, wiedziała, że to ona była częścią przyczyny jego upadku. Czuła mieszankę ulgi i strachu, ale nie chciała tego okazać. Wszystko działo się szybko, ale i w sposób brutalny – nie tylko dla niego, ale i dla niej.

Miesiące mijały, a nie mogła żyć normalnie przez dręczące ją wydarzenia z przeszłości. Aleksander trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie miał spędzić resztę życia. Został skazany na dożywocie za zabójstwo ośmiu osób, w tym swojego ojca Radosława oraz montera Koszałkowskiego. Oprócz tego sąd zakazał osiedlania się na Wielkiej Żuławie.

Kto by się spodziewał, że ktoś będzie w stanie zniszczyć tak piękną wyspę?

Aria każdego dnia patrzyła na siebie w lustrze, jakby szukając tej samej dziewczyny, którą była przed wszystkim. Jednak wszystko się zmieniło. W jej codziennych czynach – w milczeniu, które trwało teraz zbyt długo, w spojrzeniu, które stało się nieobecne. Z każdą chwilą, w której próbowała odnaleźć dawną siebie, wydawało się, że coś w niej umiera.

Wszystko w jej życiu zaczęło się zmieniać – przede wszystkim zerwała ze swoją dziewczyną, która przedtem była dla niej ogromnym wsparciem.

Po części zaczęła rozumieć Aleksandra w sprawie miłości. Zdała sobie sprawę, że nieszczęśliwe zakochanie to najgorsze, co może przydarzyć się człowiekowi.

Olek, od kiedy się poznali, był dla niej całym światem. Czas spędzany z nim był jak powiew wiatru w upalny dzień – czuła, że bez niego jej życie byłoby puste. Pamiętała, jak za każdym razem, kiedy patrzyła w jego oczy, widziała tam coś, czego nie potrafiła opisać słowami. Czuła, że jest jego ucieczką i jedynym bezpiecznym miejscem, gdzie nie musiał ukrywać swoich myśli. Dla niej był kimś, kto nigdy nie oceniał, kto pozwalał jej być sobą bez obaw, kto w końcu nauczył ją, co znaczy naprawdę zaufać.

I to była ta przyjaźń, której pragnęła, której oczekiwała. Była przekonana, że to wszystko jest prawdziwe, bo on zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Te wspólne chwile, kiedy siedzieli przy ognisku, z jego gitarą w tle, gdy ona śpiewała – te momenty były dla niej esencją życia, pełne nadziei, jakby wszystko, co się działo, miało sens. Pamiętała te wspólne rozmowy, śmiech, ciszę, która między nimi nie była obca, bo czuła, że ona była pełna zrozumienia.

Ale teraz, patrząc na to wszystko z dystansu, z perspektywy tego, co się wydarzyło, zaczęła dostrzegać, że Aleksander wcale nie był takim, jakim go widziała. Jego trudne dzieciństwo, to, co musiał znosić z ręki ojca, to wszystko zbudowało w nim mury, których ona nie zauważyła na początku. Wzrost w atmosferze przemocy, lęku i nienawiści ukształtował go w zupełnie inny sposób, niż sama chciała dostrzec. Ona widziała tylko chłopaka, który starał się z całych sił nie okazywać tego światu swojego bólu.

On nauczył się, że milczenie jest jedynym sposobem, by przeżyć, a szybkie przywiązywanie się do osób dających mu atencję było dla niego ratunkiem, ale też więzieniem, z którego nie potrafił się uwolnić.

Aria zrozumiała, że była częścią tej spirali. Nie dostrzegła, jak głęboko jego przeszłość wchodzi w ich codzienność. Z perspektywy czasu, teraz, gdy brakowało mu już tej ochrony, którą dawała jej obecność, czuła, że i ona, i on – zostali wciągnięci w coś, czego nie mogli już zatrzymać.

Nie śpiewała teraz, bo ten sam głos, który kiedyś łączył ich w coś wyjątkowego, przypominał jej o tym, jak Olek zmienił się w kogoś, kogo nie potrafiła już rozpoznać. Każde wspomnienie z nim było niczym cień, który zawsze był obecny, ale teraz zasłaniał całą jej przestrzeń. I mimo że kochała go jak przyjaciela, mimo że nie mogła zapomnieć tych chwil, miała świadomość, że zbyt wiele się zmieniło. Nic już nie było takie samo. Nie potrafiła sobie wybaczyć tego, że nie mogła go pokochać jako swojego przyszłego partnera. Czuła, że bardzo go skrzywdziła. Czuła żal do jego ojca. Czuła żal do całego świata.

A teraz jedyne co jej pozostało, to udać się czasami na widzenie, by spojrzeć głęboko w jego oczy i zatopić się w ciszy, która jednak pozostała mu najwierniejsza.

Justyna Karaś

 

*Opowiadanie powstało na warsztatach literackich realizowanych dzięki stypendium artystycznemu Marszałka Województwa Warmińsko – Mazurskiego.

Michał Młotek
Michał Młotekhttps://www.michalmlotek.pl
Michał Młotek – mieszkaniec i miłośnik Iławy, znawca regionu, samorządowiec, radny

chętnie czytane